lásky jedné tmavovlásky

neděle, listopadu 28, 2010

too fat, too slow and too tired. Or was it too old?

wiem, jestem chyba najgorsza blogerka w historii. wynika go z tego, ze:
  • pracuje, mimo ze
  • oficjalnie nie mam pracy, wiec
  • szukam ulsilnie pelnoplatnego zajecia, a
  • w miedzyczasie lapie sie kurczowo kazdego mozliwego zajecia przynoszacego jakikolwiek zarobek, a
  • przy okazji oddaje sie sporadycznie rozrywkom roznego rodzaju, na ktore
  • w gruncie rzeczy mnie nie stac.
ale nic to. i tak nie mam szans z mistrzem sarkazmu i autoironii, wiec po co sie starac? it's no use.

jednakowoz! weszlam tu, bo znalazlam cos, co w niewyobrazalnym wrecz stopniu mogloby ulatwic i uprzyjemnic mi zycie. ostatnimi czasy jest ono bowiem, szczerze powiedziawszy, nieszczegolnie przyjemne, co uswiadamia mi chociazby niewytlumaczlny instynkt pisania owego slowa w alternatywnej, autoironicznej skadinad postaci: "rzycie". tak czy inaczej, przejdzmy do sedna sprawy. kazdy kto mnie choc troche zna (albo ze mna mieszkal co najmniej przez weekend, np. na jakims wyjezdzie) wie, jak wiele dla mnie znaczy czysciutkie, poscielone lozko. mozna by sie tutaj rozwodzic nad psychologiczna interpretacja tego faktu, doszukiwac sie freudowskich teorii, jak np. tej, ze chce uporzadkowac swoje zycie lozkowe przynajmniej doslownie, skoro nie potrafie tego ogarnac w przenosni.. ale nie podazajmy tym tropem. generalnie sprawa sprowadza sie do tego, ze nie poloze sie spac w lozku, ktore jest rozkopane, ze zwichrowanymi koldrami i podwinietym przescieradlem, itp., itd. (no, przyznam: jeden, jedyny wyjatek od tej niepisanej reguly zdarzyl sie, gdy przyjechalam do zakopanego do znajomych na impreze walentynkowa i zostalam powitana iscie polsko, chlebem i sola wodka i przepoja.. i natenczas bylam okolicznosciami zmuszona polozyc sie spac w niezascielonym lozku, co skomentowalam nastepujaco: "marta, powiedziec ci tajemnice? *******ic scielenie ;-p") ale newsem miesiaca jest dla mnie ponizsze zjawisko:

mianowicie to lozko. nazywa sie letto zip bed (czy jakos tak) i jest spelnieniem moich marzen. byc moze nie jest tak zabawne jak lozko hamburgerowe albo to z posciela stylizowana na karton na betonie, ale jest fajne bo NIE TRZEBA GO SCIELIC.

oczywiscie ogladalam wszystkie zdjecia na tej stronie i trudno mi w to uwierzyc, ostatecznie czlowiek podczas snu (lub innych zajec praktykowanych w lozku) porusza sie dosyc czesto i raczej nieskladnie, wiec cos tam na pewno sie pomierzwi i bedzie trzeba to poprawic. ale niewazne. grunt, ze to jakis postep od mojego obecnego rezimu scielenia, skladajacego sie z: rozmieszczenia na powierzchni loza dwoch poduszek (nie zasne bez jaska), trzech kolderek roznej grubosci (zima, slabe ogrzewanie, etc.), ciezkiej kapy z tygrysem (mam chyba nieslychanie wysoka tolerancje na kicz), trzech poskladanych kocow (nieuniknione acz ciagle odkladane sprzatanie szaf ma swoje konsekwencje), oraz minimalnie 6 ozdobnych poduszeczek roznego ksztaltu i koloru (mama nie zna umiaru).

dodam, ze na szczescie pod tym wszystkim nie spie. (tylko pod 3 koldrami)

no. to jakby ktos chcial mi cos takiego kupic, z pewnoscia bym sie nie obrazila. tymczasem wycofuje sie z powrotem do internetowego niebytu na tym blogu, ignorujac wszystkie inne idiotyczne kwestie burzliwie przescigajace sie wzajemnie w mojej glowie, o ktorych nie mam juz sily ni motywacji pisac.

napisze tylko ze zaczal sie sezon, kuusamo jest piekne, a ja nie wiem jak oplace swoj klopotliwy nalog jezdzenia na zawody. to be continued...

pondělí, července 19, 2010

i'm on borrowed time right now, running low on air

dlugo juz nie pisalam, wiec pomyslalam ze to naprawie.-)) mamy wakacje, ale ten czas zlecial. musze przyznac ze mimo zapowiedzi w poprzednim wpisie specjalnie nie pojuwenaliowalam. potem po raz ostatni ogarnelam swoj ogrom braku studenckiej kompetencji, nadrobilam wszelkie zaleglosci i obronilam sie na fil. szwedzkiej. huhu! jestem wolna. wolna, aby dac sie zniewolic pracy. poczciwej nine to five. moze nie bedzie tak zle. a moze tak. niewazne!!

co wazne, to chyba to, ze bylam z marta na super festiwalu rock for people. bylo super extra fantastycznie! slonce, deszcz, mnostwo rozneglizowanych fajnych chlopcow, i jeszcze wiecej dobrej muzyki. i piwa, duzo piwa. i becherovki. raj. budzi to we mnie kilka rozkmin.
  • przed tego typu wyjazdem wskazane jest nie miec nauki do ostatniego dnia i poswiecic wystarczajaco duzo czasu i zapalu na to, zeby zrobic research i byc w stanie zidentyfikowac muzykow obecnych na backstage'u, gdzie mialysmy pole namiotowe i dostep do vip baru
  • becherovka z piwem to NADAL nie jest NIGDY dobry pomysl - chyba ze ma sie mega stresa w miejscu gdzie nie dzieje sie NIC, czego nie chcialoby sie przegapic
  • wskazane jest tez doczytanie w programie festiwalu, ze mozna wnosic wlasne jedzenie i picie (w tym tez tanie i pyszne czeskie %%%) na pole namiotowe - loser wyjazdu
  • czescy ludzie smieja sie BARDZO glosno... me like
to chyba tyle. achhhh. ale bym chciala znowu!!! prodigy, muse, skunk anansie, billy talent, horkýže slíže, vypsaná fiXa, čechomor... i wiele, wiele innych. cos wspanialego!!! chce na kolejny fesciak...

neděle, května 02, 2010

pseudofraszka - na juwenalia

pisze ponownie poniewczasie...
slow kilka; glownie to, co da sie.
zycie sie toczy wokol mnie pomalu,
lecz oczekuje wnet niemal zawalu,
gdyz wkrotce zagine wsrod wiedzy nawalu.
taki tez moral z tego wyplywa,

ze by bylo dobrze, nalezy urywac...
nie tylko oddawac sie nocnym rozrywkom;

hulankom, swawoli i wszelkim uzywkom.

no dobrze, zartuje, przyznam bez bicia.
wszak co to za zywot studencki bez picia?!
a sesja, nie zajac, uciec nie zdola...
wiec wpierw juwenalia, a potem zas szkola :-)

neděle, února 21, 2010

we are the champions, my friend

aaaach!!!! tyle do ogarniecia!! ale.
zaczne od byc moze mniej istotnych, ale niekoniecznie godnych pominiecia wiesci: otoz 2 weekendy wstecz bylam z martka i emerytka (to te hot blond dziewoje na slitasnej foci obok) na kontynentalu w zako pako. bylo wspaniale - lub, jak kto woli - byla to PANDEMIA PATOLOGII!!! cos pieknego. duzo sniegu, przypalow i spirytusu. nagromadzenie dosyc epickich melanzykow. a w zawodach - dominacja austrowegier (malo ciekawa odmiana od zeszlorocznego triumfu czechoslowacji... i když... mei maus...) - bo kazde podium to dwaj austriacy i jeden polak... a jak wiadomo - polak, wegier - dwa bratanki .-)))

generalnie bylo super, ale na zblizajaca sie wielkimi krokami wisle bedziemy musialy jako sklad postawic na lepsza strategie, gdyz w ostatni wieczor niestety cinia doznala dyskwalifikacji za nieprzepisowa tresc zoladka... upatrujemy sie w tym sabotazu ze strony konkurencji, jednakowoz ciezko postawic jakakolwiek hipoteze co do tego, kto mogl nia byc. (prawdopodobnie zawinil jednakze dostawca spirytusu.)
jednakowoz najwazniejsza wiadomoscia jest to, ze tutaj lata nasz mistrz swiata!!!! no, w sumie wice-mistrz olimpijski, ale jak dla mnie to srebro jest na wage zlota :-D ♥♥♥♥ no...w gruncie rzeczy te srebra ♥ jestem super mega szczesliwa ze pan adam pokazal swoja klase po raz kolejny... no a amant... hmmm :-p musze przyznac ze naprawde ma forme, i w sumie caly sezon to pokazuje, a wiazania pewnie mu i pomagaja, ale nie sadze zeby mogly dac az tak wiele. ale ja sie tam nie znam :-p dla mnie liczy sie to, ze mistrz osiagnal przewspanialy rezultat bez zadnych szachrajstw i kombinowania, uczciwie, swoja wlasna ciezka praca i ogromnym talentem:-D pekam z dumy na mysl o tym, ze mamy taki skarb narodowy:-))) wspaniala, wspaniala olimpiada jak dla mnie ;-)))

to chyba tyle na dzien dzisiejszy. aha, chcialam jeszcze wyrazic zal z powodu niespelnienia olimpijskiego jannego ahonena. strasznie mi zal, ze znowu nie udalo mu sie zdobyc zadnego medalu... nie dosc, ze 4 miejsce na malej skoczni, jak zwykle o krok, to jeszcze kontuzja na treningu, i teraz nawet chyba w druzynowce nie wystartuje :-((( szkoda tak wielkiego zawodnika. coz, takie jest zycie... podobnie bylo zreszta z petra majdič, ktora rowniez miala upadek na treningu, pozniej jednak bohatersko wywalczyla upragniony medal... cos pieknego!! z 4 zlamanymi zebrami i przebitym plucem... nie miesci mi sie to w glowie. achhh :-))

neděle, ledna 31, 2010

have some composure! where is your posture? oh no, no

co sie dzieje sie? a nie wiem. w kazdym razie jest juz tutaj. nadejszla. sesja.

no i co z tego? haha. dwa egzamy juz za mna, acz nie wiem z jakim efektem. jeden wiekszy w czwartek, troche sie cykam, bo nic nie umiem, jak to w zyciu bywa. ale jakos to bedzie.

poza tym bylam z mumia w zako
w zeszly weekend, fajnie bylo. osiagnelam nowe levele przezyc spirytystycznych, ze tak powiem... ;-) grunt to postep :-p jednakowoz fotkow prawie nie mam, wspomnien takoz... no, pamietam ze w piatek byl koncert kroisosow, na ktorym sie fajnie bawilam, bo jak wiadomo, lubie gibac sie z piwkiem w rytm ogluszajacej muzyki ;-)) poza tym strasznie lubilam vieraileve tähti jak bylam w liceum, nawet jedna piosenke spiewalam na rynku w tarnowie - byla to "raunioissa", ktora zreszta rozpoczeli piatkowy koncert:-D wiec wybawilam sie przednio, a potem w celu zabawy owej kontynuacji udalam sie ze znajomymi do utesknionej MOrdowni... reszty wieczoru nie bede przytaczac, ale powiem tylko ze nie ogarniam logistycznie tego przybytku haha, siebie zgubilam z 10 razy, w tym swa trzezwosc bezpowrotnie. ale! nie wpadlam do stawu. a to juz sie za cos liczy. :-D w sobote niestety nie dotarlysmy juz na koncert kroisosow:-((( trudno sie mowi. za pozno zaczelysmy biforka i mialysmy zaleglosci, wiec dopiero kolo 23 wyzbieralysmy sie do eMO, co okazalo sie o tyle nierozsadne, ze juz nie bylo tam w ogole miejsc w szatni. chyba nigdy tam tyle ludu nie widzialam...jak to sie wszystko miescilo jak ta miejscowa byla o 2/3 mniejsza?! wiec troche sie powkurzalam w kolejce, ale potem spotkalam olke, i wkrotce zycie stalo sie piekniejsze, za sprawa pewnej magicznej mikstury jaka mnie uraczyla:-D potem uskutecznialam motyw na "plynna libere" - czyli klasyczny sierp i mlot (srp a kladivo = becherovka a pivo), tylko zamiast becherovki do piwa wlewalam mocna, ziolowa zawartosc tych zgrabnych buteleczek o pieknej nazwie ;-)) efekt byl... przewidywalny ;-) haslo weekendu: jak co roku w morskim oku. ale koniec koncow pozytywnie, bez agresji i dramaturgii. yay!

no a w nadchodzacy weekend - replay! cocek zako 2010, here i come! :-)

co víc? tak nic.

neděle, ledna 10, 2010

nadejszla wiekopomna chwila


aaaaaaaaaa wreszcie sie obronilam!!! jestem od wczoraj posiadaczka wyzszego wyksztalcenia - ima edumacated redneck, y'all!!! oczywiscie obrona nie obeszla sie bez przypalu, ale ostatecznie wszystko poszlo pieknie, ladnie, przyjemnie i zgrabnie. no, nie wiem czy zgrabnie ;] ale w kazdym razie obronilam sie z dobrym wynikiem, wiec jestem super zadowolona, biorac pod uwage to, ze robilam absolutne minimum przez caly okres trwania studiow... szkoda ze to nie zawod, mysle ze w nim wygrywam ;-))) no. to wlasciwie tyle mam obecnie do zakomunikowania. fantastyczny, mily weekend, dobry poczatek roku, oby tak dalej :-) teraz tylko musze sie skoncentrowac na spelnieniu postanowien i na ogolnym samodoskonaleniu, a bedzie tylko lepiej i lepiej. YAAAAY!!!

sobota, ledna 02, 2010

if i fail, if i succeed...at least i live as i believe

no i mamy nowy rok!!! ale krejzolsko. dodatkowo skonczyla sie cala dekada. juz nie ma lat '00, sa '10!! jak to w ogole wymowic? do '90-tych jakos lecialo, teraz juz nie wiadomo haha. chyba dosc dobrze uczcilam nadejscie nowego roku, chociaz dosc krotko... zeszloroczny niemal tydzien praktykowania polskiego sportu narodowego dosc masakrycznie odbil sie na kondycji mojej watroby, totez teraz zapodalam tylko jeden dzien celebracji. odczulam troche deficyt sylwestrowej zabawy, haha ;-) no ale. przynajmniej obylo sie bez polnocnych szlochow pt. dlaczego?! dlaczego jest nowy rok?! wiec jest postep. (albo ustep?)

a propos postepu, jakie mam noworoczne postanowienia? w sumie glupie pytanie, bo i tak sie ich zazwyczaj nie dotrzymuje, ale tak czy siak jest pare rzeczy, ktore chcialabym w nowym roku zmienic. na pewno nalezy do tej grupy zaliczyc: 1. lepsze odzywianie sie, 2. uprawianie sportu, i 3. ogarniecie swojej prokrastynacji.













mam nadzieje ze sie uda ;-))