i'm on borrowed time right now, running low on air
dlugo juz nie pisalam, wiec pomyslalam ze to naprawie.-)) mamy wakacje, ale ten czas zlecial. musze przyznac ze mimo zapowiedzi w poprzednim wpisie specjalnie nie pojuwenaliowalam. potem po raz ostatni ogarnelam swoj ogrom braku studenckiej kompetencji, nadrobilam wszelkie zaleglosci i obronilam sie na fil. szwedzkiej. huhu! jestem wolna. wolna, aby dac sie zniewolic pracy. poczciwej nine to five. moze nie bedzie tak zle. a moze tak. niewazne!!
co wazne, to chyba to, ze bylam z marta na super festiwalu rock for people. bylo super extra fantastycznie! slonce, deszcz, mnostwo rozneglizowanych fajnych chlopcow, i jeszcze wiecej dobrej muzyki. i piwa, duzo piwa. i becherovki. raj. budzi to we mnie kilka rozkmin.
- przed tego typu wyjazdem wskazane jest nie miec nauki do ostatniego dnia i poswiecic wystarczajaco duzo czasu i zapalu na to, zeby zrobic research i byc w stanie zidentyfikowac muzykow obecnych na backstage'u, gdzie mialysmy pole namiotowe i dostep do vip baru
- becherovka z piwem to NADAL nie jest NIGDY dobry pomysl - chyba ze ma sie mega stresa w miejscu gdzie nie dzieje sie NIC, czego nie chcialoby sie przegapic
- wskazane jest tez doczytanie w programie festiwalu, ze mozna wnosic wlasne jedzenie i picie (w tym tez tanie i pyszne czeskie %%%) na pole namiotowe - loser wyjazdu
- czescy ludzie smieja sie BARDZO glosno... me like